Jestem Doli
Dolibuk to ja.
Oto ja – lanckoroński krasnoludek. Mam 373 lata. Wołają mnie Dolibuk, ale dla przyjaciół jestem po prostu Doli. Nie mam czerwonej czapeczki, noszę za to turkusowy kapelusik, spod którego dumnie wystają moje wielkie uszy i rudoczerwone włosy. Jestem niestrudzonym wędrownikiem i poszukiwaczem przygód. Uwielbiam racuchy z jabłkami z lanckorońskich sadów, pierogi z jagodami pod śmietankową pierzynką i gorącą czekoladę… z dodatkiem chili. Najbardziej ze wszystkich pór roku kocham lato. Wtedy dni są takie długie! W każdy ciepły wieczór siedzę sobie do późnej nocy na moim jesionie, pod gwiazdami, i oddaję się marzeniom, a czasem piszę. Ostatnio zrobiłem listę marzeń do spełnienia na następne sto lat. Umieściłem ją w zamykanej na maleńką kłódkę szkatułce, którą zakopałem w opuszczonej borsuczej norze pod korzeniami jesionu. Kluczyk zawsze noszę przy sobie. Za jakieś pięćdziesiąt lat ją wykopię i sprawdzę, co ziściło się z tych moich jesionowych zamierzeń.
Trochę się rozgadałem, a właściwie rozpisałem. Jak piszę, to mi się dobrze gada. Mam w zwyczaju szwendać się po okolicy i wsłuchiwać w różne historie. A że mieszkam w podziemnej komnacie pod lanckorońskim rynkiem, słyszę przedziwne opowieści i wplątuję się w najbardziej niespotykane sytuacje. Chcecie poznać moje przygody? Ale uwaga! Takich opowieści najlepiej słucha się, popijając gorącą czekoladę… z dodatkiem chili oczywiście.